W cieniu głowy państwa
ARTYKUŁY » Artykuły » W cieniu głowy państwa
Paweł Szrot, 46-letni prawnik, jest związany z Prawem i Sprawiedliwością blisko 20 lat. Na dobre i złe chwile tej partii. To osoba z drugiego planu sceny politycznej. Ale zawsze u boku ważnych i wpływowych osób. Od czasów „dobrej zmiany” jego kariera zawodowa nabrała tempa. Teraz pracuje w Pałacu Prezydenckim.
Od stycznia 2021 r. piastuje ważne stanowisko – sekretarza stanu i dyrektora gabinetu prezydenta RP. Jego pokój sąsiaduje – oddzielony sekretariatem – z gabinetem najważniejszego lokatora przy Krakowskim Przedmieściu 48/50. Nie jest tajemnicą, że jego obowiązki mocno wykraczają poza pełnienie roli ważnego urzędnika.
Można powiedzieć, że na jego biurku lądują najpilniej strzeżone dokumenty państwowe (do których dostęp mają nieliczne osoby) z zakresu polityki polskiej i zagranicznej, służb specjalnych, obronności, finansów. Ma wiedzę ogromną, która choćby częściowo ujawniona mogłaby wywołać turbulencje na szczytach władzy.
On sam nieco lakonicznie mówi o swoich obowiązkach: „Jestem pierwszym asystentem pana prezydenta. Na co dzień prowadzę cały kalendarz pana prezydenta: umawiam i koordynuję wszystkie jego spotkania, audiencje, konferencje oraz wizyty o charakterze nie tylko ściśle politycznym, a także przygotowuję „delikatne” (nieoficjalne) konsultacje z ministrami np. w zakresie legislacji” – wymienia.
Spotkanie
Jest marcowy wieczór. Z Pawłem Szrotem spotykamy się w Pałacu Prezydenckim. Wita nas w sekretariacie i zaprasza do siebie, vis-a-vis gabinetu prezydenta. Wystrój dużego salonu robi wrażenie : stylowe, wiekowe meble, zegar głośno odmierzający czas, na okrągłym stole – przy którym siedzimy – piękny bukiet świeżych róż. W rogu zestaw mebli w stylu ludwikowskim – sofa, krzesła i pomiędzy nimi niski, owalny stolik, na ścianach olejne obrazy, na drewnianej podłodze miękkie dywany. Ale najbardziej rzuca się w oczy kilkumetrowe biurko, przy którym spędza najwięcej czasu. Na blacie mnóstwo pism oraz niezliczona ilość piór i długopisów gotowych zostawić swój ślad.
Gospodarz proponuje kawę, którą po chwili wnosi kelner; do konsumpcji są owoce.
Rozmawiamy o Białymstoku, z którego pochodzi (uczył się w III LO) i przez kilka lat pracował.
-Ostatnio byłem w lutym 2021 r. w Nowym Dworze z okazji przekazania zabytkowej chorągwi przez miejscowego proboszcza na ręce wójta gminy – wspomina. Odczytał list w imieniu prezydenta: „ W dniu święta Matki Boskiej Gromnicznej, tak głęboko wrośniętego w naszą polską obyczajowość, ta odnaleziona chorągiew z 1925 roku staje się znakiem całej długiej historii tego miejsca i ludzi je zamieszkujących”.
Nam zdradził, że przyjeżdża też prywatnie do Białegostoku z okazji świąt, które spędza z rodzicami – emerytowanymi inżynierami. Ojciec jest białostoczaninem z dziada pradziada, mama pochodzi z rodziny włościańskiej z okolic Wysokiego Mazowieckiego.
W pewnym momencie, spoglądając na Wieści Podlaskie, wspomina red. Hieronima Wawrzyńskiego, już nieżyjącego, wieloletniego naczelnego naszej gazety, wcześniej z-ca redaktora naczelnego „Kuriera Podlaskiego”. Był jegoznajomym z czasów białostockich, z którym utrzymywał kontakty także po wyprowadzce do Warszawy. Co ciekawe, studiował prawo z synem dziennikarza. Takich podobnych odniesień do znajomych i Podlasia padnie w rozmowie więcej...
Początek kariery
Właśnie w grodzie nad rzeką Białą zaczęła się kariera polityczna Pawła Szrota. Po studiach na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego wrócił do rodzinnego miasta. Po krótkim epizodzie zawodowym w Izbie Skarbowej, z której miał odejść skonfliktowany z przełożonymi, trafił w 2002 r. pod skrzydła coraz bardziej znanego wówczas posła PiS, Krzysztofa Jurgiela.
Dotarliśmy do osób, które go poznały w tamtym okresie i śledzą jego ścieżkę zawodową.
- Z Pawłem współpracowałem przez ok. 4 lata ( 2002-2006 r.) – wspomina Marcin Kamieński, aktualnie prawa ręka w białostockim biurze europosła K. Jurgiela. - Dał się poznać jako osoba niezwykle pracowita, zawsze gotowa do pomocy. Nigdy nie kończył pracy o wyznaczonej porze, wychodził przeważnie ostatni. Każdego interesanta wysłuchał do końca, nikogo nie zbywał. Jego wiedza prawnicza była bardzo pomocna w kontaktach z petentami. Ale był też palaczem, co do wściekłości doprowadzało szefa, bo po prostu często wychodził na zewnątrz, w najmniej odpowiednim momencie, na dłuższego „dymka” – kończy z uśmiechem na twarzy.
Roman Czepe (były poseł PiS, aktualnie wicestarosta białostocki):
„Gratuluję mu ostatnich funkcji i urzędów, jak i dotychczasowej kariery. Osoba zajmująca tak ważne stanowiska jest chlubą regionu. Tyle że chyba jest to kariera niewidoczna na Podlasiu, poza kręgami działaczy politycznych, bo Paweł to człowiek bardzo skromny, w cieniu. Zupełnie jak nie polityk i faktycznie politykiem nie jest, po prostu czasem pracuje na stanowiskach politycznych.
Znakomity urzędnik, uważny doradca, bardzo pracowity, mocno poświęcający się temu, co robi.
Obaj przeszliśmy bardzo dobrą szkołę Jurgiela – wiadomo, tytana pracy – kierując jego biurem
Poselskim. Oczywiście, Paweł znacznie później. Nie jest typem załatwiacza, ale przez to cenniejszym urzędnikiem i może tym bardziej zaufanym doradcą. Niech mi to Paweł daruje: przez swój wygląd i zachowanie zawsze kojarzył mi się z carskim urzędnikiem, takim z Czechowa i Gogola, trochę zgiętym, trochę wyniosłym, beznamiętnym i ostrożnym, a zatroskanym, przejętym, a chłodnym i zdystansowanym, co to robi pół kroku do przodu i pół do tyłu” - wnikliwie zauważa Roman Czepe.
Cofając się jeszcze do jego białostockiej historii, okazuje się, że miał też porażki i gorsze chwile. W 2005 r. bez powodzenia startował do Rady Osiedla Piast I (na którym mieszkał). Mimo że praca w radzie politycznie miała niską rangę i była społeczna, to swój start potraktował poważnie. Na ulotce wyborczej przedstawiał się jako 29-letni prawnik i apelował: „Aby na osiedlu powstała Rada i jego mieszkańcy mieli swą reprezentację, w wyborach musi uczestniczyć co najmniej 5% mieszkańców – weź udział w głosowaniu!”. Pod tekstem jego zdjęcie: trójkątna twarz z lekko zarysowanymi kościami policzkowymi (jeszcze bez charakterystycznej brody), w okularach i długą grzywką zakrywającą pół czoła.
Zaś w 2010 r. postanowił zawalczyć o mandat radnego Białegostoku. Startował z list Komitetu Wyborczego Prawa i Sprawiedliwości. Jednak tym razem porażka była bardziej bolesna: zdobył tylko 94 głosów, zaś pierwszy z listy – miał 2845. Tym wygranym był Rafał Rudnicki, który później porzucił PiS i związał się z prezydentem Białegostoku Tadeuszem Truskolaskim popieranym przez PO, i już drugą kadencję jest jego zastępcą. I tak dawniej partyjni koledzy, dziś są po dwóch stronach barykady politycznej.
Na głębokie wody
Kiedy Krzysztof Jurgiel został w 2005 r. ministrem rolnictwa, zabrał go do gabinetu politycznego w swoim resorcie. Dzięki temu stanowisku Szrot bliżej poznał najbardziej wpływowych ówczesnych działaczy PiS i najważniejszych ludzi z rządu, co nie było bez znaczenia w dalszych losach jego kariery.
- Miałem do niego całkowite zaufanie. Wspomagał mnie w pracach legislacyjnych, przy interpelacjach poselsko-senatorskich i pomagał przy opracowaniu Programu Rolnego Prawa i Sprawiedliwości. Po prostu był bardzo sprawnym i aktywnym asystentem – ocenia były szef, aktualnie europoseł.
A po odejściu w 2006 r. z funkcji ministra rolnictwa, wstawił się za nim u wicepremiera Przemysława Gosiewskiego. Ten zatrudnił go na stanowisku dyrektora sekretariatu, a w końcówce rządów Prawa i Sprawiedliwości (listopad 2007 r.) został dyrektorem generalnym w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.
I na ten czas przypadła pierwsza historyczna rola w życiu Pawła Szrota. Otóż po przegranych wyborach przez Prawo i Sprawiedliwość, w imieniu ustępującego premiera Jarosława Kaczyńskiego – jako szef KPRM – przekazywał Kancelarię Donaldowi Tuskowi. Po czym na jego ręce natychmiast złożył dymisję, która natychmiast została przyjęta. Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że przez kilka dni był podwładnym nowego premiera. A mógłby być jeszcze dłużej, bo ówczesne prawo pozwalało odwołać urzędnika na tym stanowisku pod warunkiem zatrudnienia na etacie równorzędnym.
Dzisiaj – jak sam mówi – niczego nie żałuje i jest dumny, że wtedy odszedł z pracy.
I dalej wciąż był blisko swojej partii. Został wicedyrektorem biura Klubu Parlamentarnego PiS, gdzie spędził prawie osiem lat; w międzyczasie łączył sekretarzowanie w prezydenckim sztabie wyborczym Andrzeja Dudy pod wodzą Beaty Szydło. Ich wielomiesięczne kampanijne tourne po Polsce scementowały wzajemną znajomość i, co ważne, odnieśli wielki sukces: kandydat został prezydentem, kilka miesięcy później szefowa sztabu objęła tekę premiera, zabierając Szrota dorządu.
Najpierw był sekretarzem stanu, a od 2 lutego 2016 r. zastępcą szefa Kancelarii Premiera. Znowu na drugim planie, choć już publicznie pojawiał się w imieniu premier B. Szydło na mównicy sejmowej, gdzie odpowiadał na interpelacje posłów. Nie były to jednak wystąpienia zauważone przez media, bo sprawy, które poruszał dotyczyły skomplikowanej materii prawniczej, na dodatek sala świeciła pustkami.
Po długich latach pracy od świtu do nocy w URM awansuje w 2020 r. w hierarchii urzędniczej, przenosząc się do Pałacu Prezydenckiego. W zaledwie kilku tygodni od powołania na sekretarza stanu został szefem gabinetu prezydenta, zachowując ministerialny tytuł.
Zajął miejsce prof. Krzysztofa Szczerskiego, który często łączył obowiązki zawodowe z występami w mediach. Można nawet stwierdzić, że na tym polu był bardzo aktywny
Tymczasem następca – jak na razie – koncentruje się na pracy biurowej. Nie komentuje publicznie bieżących spraw. Od czasu do czasu wrzuci jakieś komunikaty i wpisy na służbowe konto na Twitterze. Ale już nie znajdziemy go na popularnym wśród polityków Facebooku. Jest w cieniu głowy państwa. A wolny czas, jak sam mówi, spędza na czytaniu książek historycznych; to jego największa pasja.
W tym kontekście znamienne były słowa prezydenta, który podczas nominacji Pawła Szrota, powiedział: „Jestem z panem od samego początku, odkąd jestem w polityce. Powierzam panu ministrowi funkcję szefa gabinetu, wierząc w to, że przede wszystkim będzie pan dobrze wykonywał zadanie łączności pomiędzy prezydentem a rządem; bardzo mi zależy, aby współpraca z rządem układała się jak najlepiej”. Przy okazji Andrzej Duda podkreślił, że jest u niego jedynym i pierwszym ministrem z Podlasia i tzw. ściany wschodniej, nazywając go ambasadorem tej części Polski. Tym samym prezydent określił swoje oczekiwania wobec nowego podwładnego.
Prywatnie
Dopijając kawę pytam o Krzysztofa Jurgiela. – Panie redaktorze, nie powiem o nim nic krytycznego. Od niego właśnie nauczyłem się ciężkiej pracy i zrozumienia dla zwykłych ludzi. Jest to dla mnie wzór; potrafi rozmawiać z profesorem, robotnikiem i rolnikiem, i nie okazuje swojej wyższości. Bardzo cenię jego dorobek, był dwa razy ministrem rolnictwa. Myślę, że dobrze służył polskim rolnikom. No cóż, zmieniła się sytuacja, zmieniły się zadania, zmienił się minister, ale tam, w Brukseli, też wspiera polską wieś” – podkreśla.
Po czym dodaje, że drugim wielkim autorytetem dla niego był wicepremier Przemysław Gosiewski (zginął w 2010 r. katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem), którego portret wisi na ścianie z tyłu jego biurka.
– Jak pan widzi swoja przyszłość zawodową? Przecież władza nie jest dana na zawsze, także Prawo i Sprawiedliwość nie będzie rządzić wiecznie – pytam.
– W polityce pracuję prawie 20 lat. Trudno mi teraz myśleć, co będzie po niej. Przecież życie nie kończy się na polityce, chociaż zdaje sobie sprawę, że ta przygoda kiedyś będzie miała swój kres. Uważam, że o tym powinni pamiętać politycy na wszystkich szczeblach władzy.
Jestem prawnikiem i wiele się nauczyłem służąc Polsce, np. administracji. Trzeba będzie kiedyś jakoś sobie inaczej radzić – odpowiada.
Wizyta dobiega końca. Podchodzimy do okna, z którego roztacza się widok na pałacowy ogród. Jest późna pora i nie wiele widać. Minister mówi, że w słoneczny dzień podziwia Wisłę. Po czym dodaje, że w ogrodach jest pasieka, z której miód jest rozlewany do ozdobnych słoików i trafia w ręce gości specjalnych Pary Prezydenckiej.
Nie tylko, bo również autor wyszedł ze spotkania z takim prezentem.
Jaki jest minister Paweł Szrot? No cóż, sprawia wrażenie osoby niezwykle pochłoniętej nową pracą i bardzo z niej zadowolonej.
Waldemar Staszyński